19 września, 2024

Europa staje w obliczu nowych wyzwań geopolitycznych, politycy są zaniepokojeni. Oto dlaczego mówimy o „stanie wojny”

Europa staje w obliczu nowych wyzwań geopolitycznych, politycy są zaniepokojeni. Oto dlaczego mówimy o "stanie wojny"

Skrajnie prawicowa Marine Le Pen z Francji stwierdziła, że próba zamachu na Donalda Trumpa była symbolem „przemocy, która podważa nasze demokracje”. Po tym ostrzegła, że jej kraj również nie może czuć się do końca bezpieczny, jeśli chodzi o tego rodzaju przemoc. Premier Włoch Giorgia Meloni powiedziała, że „na całym świecie istnieją granice, których nigdy nie należy przekraczać”. Dodała: „jest to ostrzeżenie dla wszystkich, niezależnie od przynależności politycznej, aby przywrócić godność i honor polityce”.

Dla wielu europejskich polityków atak na Trumpa był nie tylko ostrzeżeniem przed tym, co może się wydarzyć, ale także przypomnieniem tego, co już miało miejsce. Przemoc i zabójstwa polityczne przestały być już w Europie rzadkością. Trump 2.0 coraz bliżej. Trzy kraje mogą wykorzystać efekt domina w USA „Potężna siła napędowa”. W maju premier Słowacji Robert Fico został kilkakrotnie postrzelony, doznając poważnych obrażeń. Ten atak również był motywowany politycznie. W zeszłym miesiącu duńska premier Mette Frederiksen doznała urazu kręgosłupa szyjnego po tym, jak została zaatakowana przez mężczyznę podczas spaceru po centrum Kopenhagi.

W Niemczech również doszło do serii brutalnych ataków na polityków, m.in. na Matthiasa Ecke — czołowego kandydata Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Polityk został zaatakowany podczas rozklejania plakatów wyborczych, przez co trafił do szpitala. W ciągu ostatnich ośmiu lat w Wielkiej Brytanii doszło do zabójstw dwóch parlamentarzystów. Posłanka Partii Pracy Jo Cox została zabita w 2016 r. przez neonazistę podczas kampanii referendalnej w UE, podczas gdy poseł Partii Konserwatywnej David Amess został śmiertelnie pchnięty nożem przez sympatyka Państwa Islamskiego podczas spotkania z wyborcami w 2021 r.

Na kilka godzin przed sobotnią próbą zamachu na Trumpa marszałek Izby Gmin Lindsay Hoyle powiedział, że jedyną rzeczą, która nie pozwala mu zasnąć w nocy, jest myśl o tym, że może dojść do zamordowania kolejnego brytyjskiego posła. Wczoraj wieczorem Hoyle powiedział, że napisał do Trumpa w ramach solidarności, stwierdzając bez ogródek: „jesteśmy w stanie wojny” z ekstremistami, którzy nie wierzą w demokrację.

Anarchia w Wielkiej Brytanii

Jak dowodzą brytyjskie zamachy, nie tylko kandydaci prawicy padają ofiarą przemocy i groźb. Wybory parlamentarne wywołały falę zastraszania wyborców i kandydatów w całej Wielkiej Brytanii. Obecni i potencjalni posłowie Partii Pracy skarżyli się w szczególności na zachowanie niektórych zwolenników niezależnych kandydatów. Kandydaci Partii Pracy mówili prywatnie o fali gniewu i groźb związanych ze stanowiskiem partii w sprawie konfliktu między Izraelem a Hamasem.

Ich zdaniem niektóre przekroczyły granicę tego, co uważali za dopuszczalne. Policja prowadzi obecnie dochodzenie w sprawie zwycięstwa wyborczego Shockata Adama, niezależnego kandydata popierającego Gazę, który pokonał Jonathana Ashwortha — kluczowego członka gabinetu cieni Keira Starmera — i został nowym posłem z Leicester South. W jego okręgu wyborczym szeroko rozpowszechnione zostały ulotki przedstawiające zdjęcie Ashwortha na tle gruzów i płaczących dzieci i sugerujące, że polityk utrudnia zawieszenie broni w Gazie i jest zwolennikiem ludobójstwa. Shockat Adam zaprzeczył, jakoby miał z nimi coś wspólnego.

Niedoszli parlamentarzyści powiedzieli, że doradzono im, aby nigdzie nie podróżowali sami. Jeden z informatorów POLITICO zajmujący się kampanią powiedział, że polityk, dla którego pracował, był śledzony przez zwolenników niezależnych kandydatów. — Cały czas byliśmy w kontakcie z policją — powiedział. Inny kandydat powiedział POLITICO, że problematyczne było dla niego organizowanie publicznych spotkań z wyborcami ze względu na niski poziom bezpieczeństwa. To doprowadziło do tego, że niektórzy politycy po prostu wycofali się z udziału w wyborach.

Brytyjskie analogie

Ofiarą obrazliwych i brutalnych zachowań w Wielkiej Brytanii stał się ostatnio Nigel Farage, weteran brexitu i lider partii Reform UK, który jest bliskim przyjacielem Trumpa. Podczas publicznych wystąpień w czasie kampanii Farage wielokrotnie był obrzucany napojami i innymi przedmiotami, co skłoniło go do zapewnienia sobie całodobowej ochrony. Po próbie zamachu na Donalda Trumpa szybko dostrzegł analogie z własnym doświadczeniem. — Widzieliśmy to w brytyjskiej polityce — powiedział prawicowym GB News. — W mediach głównego nurtu i mediach społecznościowych obserwujemy miliony ludzi zwracających się ku nienawiści.

Muszę powiedzieć, że obawiam się, iż w tym kraju nie jesteśmy tak daleko w tyle (jeśli chodzi o przemoc polityczną). Farage dodał, że sam został zaatakowany publicznie w zeszłym tygodniu. — Ostatni raz ktoś rzucił we mnie butelką w zeszłą środę. Co do zasady nie nagłaśniam jednak takich rzeczy. Odbywający się w tym tygodniu szczyt Europejskiej Wspólnoty Politycznej (EPC) w Blenheim Palace w południowej Anglii jest szansą dla europejskich przywódców na przeciwstawienie się przemocy politycznej, szczególnie po tym, co spotkało Donalda Trumpa.

Nowe przepisy

Przywódcy 47 krajów europejskich mają się spotkać w Wielkiej Brytanii w czwartek. Keir Starmer, nowy premier Wielkiej Brytanii z ramienia Partii Pracy, będzie gospodarzem jednego z trzech spotkań poświęconych „obronie i zabezpieczeniu demokracji”. Jego rząd będzie miał nadzieję dać przykład uczestnikom — ministerstwo spraw wewnętrznych rozpoczęło przegląd brytyjskiej kampanii wyborczej, aby zgłębić charakter zagrożeń, przed jakim stali kandydaci i poziom ochrony, jaki otrzymali.

Niektóre kraje europejskie wprowadziły już nowe przepisy mające chronić polityków przed rosnącym zagrożeniem. Na Słowacji, po próbie zamachu na premiera Fico, ustawodawcy przyjęli w zeszłym miesiącu nowe przepisy zakazujące organizacji zgromadzeń w pobliżu domów polityków lub siedzib rządu. Rząd Wielkiej Brytanii ogłosił w tym roku, że przeznaczy dodatkowe 31 mln funtów (ok. 157 mln zł) na ochronę parlamentarzystów. Wielu polityków uważa jednak, że to nie rozwiąże sprawy.