Trump traci najważniejsze wsparcie. Jak to wpłynie na jego politykę?
Cechy Trumpa, które wydawały się błędami, jawiły się jako jego zalety w oczach wielu wyborców. Przypomnijmy sobie wyścig wyborczy Donalda Trumpa z Hillary Clinton z 2016 r. Kampania Clinton wyśmiewała pomysł, że mogłaby ona reprezentować status quo — czy nie zostałaby przecież pierwszą kobietą-prezydentem? To był jednak poważny błąd w ocenie.
Jako pierwsza dama Clinton była kluczową postacią Białego Domu przez osiem lat. Stanowisko senatora piastowała przez kolejne osiem, a następnie była sekretarzem stanu. Była widoczną, ważną postacią na najwyższych szczeblach amerykańskiej polityki przez ćwierć wieku. Dla kontrastu, Trump reprezentował zmiany. Brakowało mu każdej cechy zwykle kojarzonej z prezydenturą. Nie znał historii, życie poświęcił wyłącznie osobistym korzyściom, sławę zdobył jako gwiazda portali plotkarskich i programów reality show.
Lecz w czasach, gdy duża liczba obywateli czuła się pokrzywdzona niepowodzeniami rządu, właśnie te cechy Trumpa, które na pierwszy rzut oka wydawały się go obciążać, w oczach wielu wyborców jawiły się jako jego zalety. Brak doświadczenia w rządzie? Zobacz, co zrobili eksperci! Retoryka pełna obelg i wulgaryzmów? Najwyższy czas, by ktoś przemówił prostym językiem! Głos na niego był głosem na prezydenta tak odmiennego, jak tylko można było sobie wyobrazić. Było w tym coś pociągającego.
W sierpniu 2015 r. napisałem, rozważając możliwość, że być może Trump mógłby wygrać: „kiedy niezadowoleni wyborcy odkrywają moc, z której nie zdawali sobie sprawy, mogą nastąpić bardzo nieoczekiwane konsekwencje”. Nawet abstrahując od Trumpa, amerykańska opinia publiczna od dawna wykazuje chęć zerwania z „normalną” polityką. Oznacza to na przykład, że wyborcy w Kalifornii mogą — po raz pierwszy w historii — odwołać urzędującego gubernatora i umieścić na jego miejscu byłego kulturystę, aktora Arnolda Schwarzeneggera.
W 2016 r. wyborcy Trumpa powiedzieli: tak, możemy umieścić kandydata bez doświadczenia i kwalifikacji w Gabinecie Owalnym; tak, możemy zignorować ostrzeżenia prasy głównego nurtu; tak, możemy głosować za zmianą bardziej radykalną niż jakakolwiek w naszej historii.
- Jednak w 2024 r. twierdzenia Trumpa o zmianie są znacznie mniej wiarygodne. Po pierwsze, Trump był już wcześniej w Białym Domu. Po drugie, Trump wydaje się niezdolny do odłożenia na bok swojej porażki w 2020 r. Uparcie powraca do swoich fałszywych twierdzeń o kradzieży wyborów, nawet do tego stopnia, że atakuje niezwykle popularnego republikańskiego gubernatora Georgii. Cokolwiek to jest, to nie jest zmiana.
Teraz spójrzmy na to, co stało się po drugiej stronie. Demokraci stali przed perspektywą utrzymania starego, niepopularnego urzędującego prezydenta w Białym Domu. Rezygnacja i beznadzieja były towarzyszami Joe Bidena. Po występie w debacie z Trumpem stało się jasne dla najważniejszych sił w Partii Demokratycznej, że Biden po prostu nie może wygrać w listopadzie.
- W obliczu rosnącej presji i pogarszających się sondaży, prezydent poddał się i zrezygnował z ubiegania się o reelekcję. To było tak, jakby Partia Demokratyczna na nowo odkryła moc, której nigdy nie używała. Uchroniła się przed polityczną katastrofą.
W ciągu dwóch tygodni wyborcy stanęli w obliczu rzeczywistości, która wcześniej wydawała się niemożliwa: „Nie chcesz głosować na Bidena lub Trumpa? Teraz już nie musisz! Chcesz zmiany? Oto ona!” Zalew pieniędzy, wolontariuszy i tłumów w ramach poparcia dla Harris świadczy o sile tej zmiany.
Harris i jej raczkująca kampania wydają się również świadomi zmienionej dynamiki wyścigu, a także tego, jak potężne może być sygnalizowanie postępu. Hasło »nie cofniemy się« szybko stało się mantrą Harris na szlaku, a publiczność skandowała ją w odpowiedzi. To sposób na mówienie nie tylko o ataku na prawo do aborcji, ale także o wielu innych kwestiach związanych z erą Trumpa i niepowodzeniami z przeszłości.
Republikanie będą mieli z kolei ok. miliarda dolarów (ponad 4 mld zł), aby przypomnieć wyborcom, że Harris jest nadal drugą najwyższą rangą urzędniczką w administracji Bidena. Będą argumentować, że ponosi ona odpowiedzialność za powszechne niezadowolenie w kwestiach takich jak imigracja i inflacja.
Być może Trump odkryje w sobie instynkt samozachowawczy i zaprzestanie swoich napadów złości. Może wydarzenia sprzysięgną się, by osłabić administrację prezydenta Bidena w jej ostatnich miesiącach. Na razie mało na to wskazuje.