„Naprawdę potrzebujemy wsparcia ludzi”. Powrót na Ukrainę, aby walczyć. „Całe miasto płonęło” [WYWIAD]
Władysław Owczarenko: 23 lutego 2022 r. otrzymałem pozwolenie na otwarcie swojej firmy w Estonii. Miałem już jedną firmę w tym kraju, więc był powód do świętowania. Następnego ranka zadzwonili: „zaczął się wojna!”. Od razu zrozumiałem, że muszę wracać.
Kateryna Kopanewa: Żadnych wątpliwości? Miesiąc przed tymi wydarzeniami odwiedzałem rodziców. Przeczytałem, że wojna na pełną skalę może rozpocząć się 22 lub 23 stycznia. Pomyślałem: „lepiej wyjadę na czas”. Mieszkałem w Estonii od trzech lat i nie chciałem porzucać wszystkiego, co miałem, by iść na wojnę. Tak właśnie myślałem. Ale kiedy wojna się zaczęła, natychmiast się spakowałem i wyjechałem do Ukrainy.
Pojechaliśmy na linię frontu w Charkowie. Ta jednostka specjalna przyprawia Rosjan o ból głowy. „Uratowaliśmy wiele istnień ludzkich”. Osiem innych Ukraińców chciało jechać ze mną, ale przekroczyłem granicę sam – w ostatniej chwili zdecydowali się zostać. Jeden z nich wrócił później i wstąpił do armii. Nie miałem wątpliwości.
Był tylko strach przed nieznanym, brak pojęcia, co mnie czeka. Nie miałeś doświadczenia wojskowego? Pewne doświadczenie miałem, bo studiowałem w Wojskowej Akademii Sił Lądowych im. Hetmana Sahajdacznego we Lwowie. Kiedy zobaczyłem, co dzieje się w armii i w całym kraju, zrezygnowałem na trzecim roku. Jednak wiedza, którą zdobyłem, bardzo mi się przydała.
Kiedy wróciłem do domu w Czerkasach, dołączyłem do lokalnej jednostki obrony terytorialnej. Najpierw pojechaliśmy do Irpienia. Potem walczyliśmy w obwodzie charkowskim, we wsi Zawody, którą wróg dosłownie zmiecie z powierzchni ziemi. W tym czasie chłopaki i ja byliśmy już w 93. brygadzie i wykonywaliśmy zadania, takie jak rozpoznanie, obrona z dużą siłą ognia i wiele innych. Wróg ostrzeliwał nas 24/7. Waliło w nas lotnictwo, artyleria i moździerze, strzelano do nas zakazaną przez wszystkie konwencje amunicją kasetową.
Sens życia według Żeni Klimakina. Dziennikarz szczerze o Polsce, Ukrainie i wojnie. „Oczywiście, dotknęło mnie to” [WYWIAD] Utrzymywaliśmy linię, dopóki 10 lub 12 rosyjskich czołgów nie wjechało do wioski i nie zaczął nas demolować. Byliśmy w dwupiętrowym domu, kiedy czołg zaczął bezpośrednio do nas strzelać. Spadały na nas kawałki dachówek, nie dało się oddychać z powodu pyłu i piasku… W końcu budynek się zawalił.
Stało się jasne, że jeśli nie zniszczymy tego czołgu, wszyscy zginą pod gruzami. Miałem ze sobą małego drona. Przed wojną strzelałem z niego na wsi. Zasugerowałem dowódcy, żebyśmy spróbowali znaleźć wrogi czołg za pomocą tego drona. Wybiegłem z nim na zewnątrz i wystartowałem. Dokoła eksplozje, wszystko płonęło, nie wiedziałem, gdzie lecieć. I wtedy zobaczyłem punkt, który uznałem za czołg. Natychmiast przesłałem współrzędne. Potem była kolejna salwa i zostałem przysypany dachówkami i cegłami.
Współrzędne były prawidłowe. Spaliliśmy czołg, co umożliwiło nam opuszczenie ruin domu. Próbowałem jeszcze zabrać znalezioną kamizelkę kuloodporną i rzeczy towarzyszy, ale po przebiegnięciu 300 m padłem – wysiadły mi nogi. Udało mi się wydostać przy pomocy kolegi, choć moździerze waliły nieustannie. Zawsze w takich rozmowach pytam o chwilę z frontu, które moi rozmówcy nie zapomną. Najwyraźniej właśnie opisałeś taki moment.
To jeden z nich, chociaż tej sytuacji nie można porównywać z tym, co przeżyliśmy później w Bachmucie. Tam wszystko było znacznie gorsze. To, co wydarzyło się w Zawodach, jest ważne przede wszystkim dlatego, że po raz pierwszy użyliśmy drona i to zadziałało. Potem wolontariusze dali nam jeszcze kilka dronów Mavic, których zaczęliśmy używać do działań zwiadowczych.
Następnie zaczęliśmy wymyślać systemy „zrzutu” i modyfikować amunicję. Minusem był wysoki koszt drona w tamtym czasie i ryzyko, że wróg go zestrzeli. Wtedy mój brat Serhij zasugerował użycie drona FPV: podwieszenie pod nim materiałów wybuchowych, uruchomienie go i trafienie w cel. Zebraliśmy pieniądze, zamówiliśmy drona na OLX, przygotowaliśmy amunicję i polecieliśmy.
Zabrakło nam wtedy ok. 50 m, by dotrzeć do celu, ale najważniejsze było odkrycie, że ta metoda działa. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że wkrótce te bezzałogowce całkowicie zmienią przebieg wojny. Teraz żaden atak nie jest kompletny bez dronów.
„Kazali mi poćiąć i zjeść flagę Ukrainy”. Przeżył 64 dni w rosyjskim piekle. Opowiada o koszmarze. „Nazywali to »telefonem do Bidena«” Rosjanie codziennie posuwają się w naszym kierunku. Nadciągają z piechotą, ponieważ podczas pierwszych szturmów spaliliśmy ich sprzęt. Przychodzą co noc, a my każdej nocy używamy dronów, by ich wykryć i zniszczyć.
Kiedy udało wam się nadać dronom właściwe znaczenie? Niestety, nie od razu. Przede wszystkim dlatego, że nie wszyscy dowódcy od razu zdali sobie sprawę z tego, jakie to ważne. Serhij i ja nadal ciężko pracowaliśmy nad naszymi FPV. W weekendy, zamiast wracać do domu, przyjeżdżaliśmy do bazy i trenowaliśmy, szukaliśmy pozycji i odpalaliśmy drony.
Kiedy opuściliśmy Bachmut, zaczęliśmy pracować nad tym jeszcze intensywniej i w końcu udało nam się znaleźć wsparcie. A kiedy miesiąc później dotarliśmy do Kliszczijiwki, zniszczenie całego sprzętu wroga i powstrzymanie wszelkich rosyjskich ruchów na tym obszarze zajeło nam zaledwie dwa tygodnie.
Jak teraz, po ponad dwóch latach walki w najgorętszych miejscach, opisałbyś swoje odczucia związane z wojną? Na początku był strach przed nieznanym. Potem, gdy zacząłem rozumieć, jak wszystko działa i co powinienem, a czego nie powinienem robić, nabrałem pewności siebie. Po roku na wojnie w zasadzie przestałem myśleć o strachu czy przyszłości.
My nie lubimy pytań typu: „co zrobisz po wojnie?”, ponieważ najpierw musisz przetrwać, a potem możesz coś zaplanować. Takie były moje odczucia w 2023 r. Teraz zacząłem się trochę obawiać o swoje życie, bo przeszedłem tak wiele. Przetrwałem, dużo zrobiłem i chcę zrobić więcej. Jestem w związku, chcę mieć rodzinę. Trochę szkoda byłoby umierać (śmiech).
Ten związek zrodził się na froncie? Nie. Znaliśmy się już przed wojną, ale wszystko zaczęło się, gdy wróciłem na chwilę do domu po Bachmucie. Życzyłem jej szczęśliwego nowego roku, zaczęliśmy rozmawiać i nawiązaliśmy relację. Szczerze mówiąc, bardzo współczuję mojej dziewczynie z powodu tego, przez co teraz przechodzi.
„Poprosiłem, żeby mnie dobili”. Ukraińiec opowiada o piekle rosyjskiej niewoli. „Warunki były straszne. Moja kość zaczęła gnić” Często zdarza się, że nie komunikujemy się przez długi czas. Moja ukochana ciężko znosiła moje kontuzje. A czasami po prostu nie mam siły kontaktować się nawet z najbliższymi mi osobami.
Nie udaje mi się też często wpadać do domu. Chłopaki i ja nie możemy pozwolić sobie na wakacje, bo wiemy, że nikt nas nie zastąpi. Własnie dzisiaj pocisk wroga zranił dwóch moich towarzyszy, którzy byli trzonem naszej załogi. Gdyby mnie nie było, załoga byłaby niezdolna do pracy. Naprawdę potrzebujemy ludzi.
Nie nazwałbym siebie wielkim patriotą. Wyjechałem i przez kilka lat mieszkałem za granicą. Wiele rzeczy, które działy się i dzieją w naszym kraju, wywołuje we mnie złość. I wcale nie jestem pewien, czy cokolwiek się w tym kraju zmieni.
Jestem na froncie przede wszystkim dlatego, że kocham sprawiedliwość. Od dzieciństwa jestem przyzwyczajony do tego, że łobuzy znają swoje miejsce. Tutaj, z okupantami, robię w zasadzie to samo – tylko na nieco większą skalę. Nie mogę pozwolić, by Rosjanie przyszli i zrobili z moim domem to, co robią na terytoriach okupowanych. Poza tym dobrze odnajduję się na wojnie i rozumiem, że jestem tu naprawdę potrzebny.
„Nagle zapomnieliśmy o wszystkim, czego nas uczono. Znaleźliśmy się pod ostrzałem”. Olena walczyła w Awdijiwce. Opowiada o rzeczywistości na froncie
Czy wojna cię zmieniła? Zdecydowanie nie na gorsze. Tak czuję i widzę to w reakcjach moich bliskich. Prawdopodobnie jest pewne zmęczenie. Na froncie potrafię spać 3 godz. dziennie. Śnisz o wojnie? Niezbyt często. Moja dziewczyna mówi, że czasami denerwuję się przez sen, zgrzytam zębami. Ale nie stałem się nerwowy czy agresywny.
Swoją drogą, bardzo denerwuje mnie, że niektórzy faceci usprawiedliwiają swoje nieodpowiednie działania urazami, których doznali. Ja miałem ich co najmniej cztery, a jeden spowodował nawet czasową utratę wzroku, ale jakoś nie mam ochoty krzyczeć na innych, pić alkoholu ani robić niczego podobnego.
To o czym śnisz? Moje sny są zwyczajne, bardzo zwykłe. Pamiętam jeden moment, to była kampania w Bachmucie. Przyjechałem tam zimą, a wyjechałem wiosną. Bachmut był już całkowicie zniszczony, nie pozostał ani jeden dom czy drzewo. Ziemia była spalona, wszystko było szare i ponure.
A potem w nocy zostałem wywieziony z miasta. Budzę się rano w bazie, wychodzę na zewnątrz i widzę… zielone drzewa. Nie potrafię powiedzieć, co wtedy czułem. Patrzyłem na te drzewa i prawie płakałem. Jakie to szczęście widzieć naturę, patrzeć jak wszystko kwitnie.
Ukraińcy szczerze o tym, czy ich kraj ma szansę na zwycięstwo. Pierwszy taki sondaż od początku wojny. „Impas” Przez całe pięć dni urlopu po prostu spacerowałem, podziwiałem drzewa i nie potrzebowałem niczego więcej. Teraz moim marzeniem jest, aby to wszystko skończyło się jak najszybciej. Naszym zwycięstwem. Wtedy mógłbym po prostu spacerować i się tym cieszyć. I podziwiać drzewa…