19 września, 2024

Europa zyskuje potężnego sojusznika: doradca Kamali Harris dba o utrzymanie relacji USA ze Starym Kontynentem.

Europa zyskuje potężnego sojusznika: doradca Kamali Harris dba o utrzymanie relacji USA ze Starym Kontynentem.

Zmiana władzy w Stanach Zjednoczonych zawsze jest momentem pełnym napięcia dla europejskich dyplomatów. Wielu z nich obawia się, że nowa administracja pominie w swojej polityce Stary Kontynent i skoncentruje się na Azji. Dlatego mają nadzieję, że jeśli listopadowe wybory prezydenckie wygra Kamala Harris, funkcję kierowania polityką zagraniczną lub obronną powierzy „europejskiemu” Philowi Gordonowi.

Gdy prezydent USA Joe Biden zrezygnował z wyścigu o Biały Dom, Europejczycy stracili wiernego sojusznika. Kamala Harris, pochodząca z Zachodniego Wybrzeża, wybrana na senatora prawie trzy dekady po zakończeniu zimnej wojny, nie może się pochwalić wieloletnim doświadczeniem w kształtowaniu relacji USA z Europą. „Nagle stała się czarnoskórą osobą”. Tyrada Trumpa o Harris zakończyła się skandalem. „Odrażające”. Co innego Phil Gordon.

Tego typu miłośnicy Europy są w Waszyngtonie coraz większą rzadkością. Znawca de Gaulle’a, zaufany człowiek Demokratów Phil Gordon pisał o polityce nuklearnej i obronnej Charles’a de Gaulle’a, założył Centrum Stanów Zjednoczonych i Europy w waszyngtońskim Instytucie Brookings, a w trakcie pierwszej kadencji Obamy został asystentem sekretarza stanu do spraw europejskich i euroazjatyckich. Pracował również w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego za czasów Billa Clintona.

Phil Gordon uspokaja Europejczyków, ponieważ on zna ich, a oni znają jego. Do tego jest zainteresowany sprawami europejskimi — mówi Camille Grand, były asystent sekretarza generalnego NATO i urzędnik francuskiego ministerstwa obrony. Ponad dwie dekady temu współpracował z Gordonem. Dla Unii Europejskiej stawka listopadowych wyborów w USA jest szczególnie wysoka, chociażby z racji tego, że w Ukrainie szaleje wojna.

Zwycięstwo Donalda Trumpa i J.D. Vance’a prawdopodobnie doprowadziłoby do tego, że Waszyngton przyjąłby bardziej izolacjonistyczną politykę. Jeden z wysokich rangą urzędników w UE nazywa tę wizję „katastrofą”. „Katastrofa dla UE i Ukrainy”. Kraje położone bliżej Rosji, takie jak Polska, ostrzegły, że Europejczycy będą musieli przygotować się na „zmiany” w stosunkach transatlantyckich — niezależnie od tego, kto zostanie następnym prezydentem USA.

Perspektywa objęcia przez Gordona wysokiej funkcji — być może nawet zastąpienia Jake’a Sullivana na stanowisku doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego — pozostawia jednak UE pewną nadzieję. Unijni dyplomaci liczą na to, że w takiej sytuacji potencjalna administracja Harris nie zlekceważy w swojej polityce Europy i nie zostawi Ukrainy samej sobie.

Pod koniec lipca Gordon napisał na serwisie społecznościowym X (dawniej Twitter), że „wsparcie USA dla narodu ukraińskiego jest trwałe”. Według Daniela Frieda, poprzednika Gordona na stanowisku podsekretarza do spraw europejskich i euroazjatyckich, doradca Harris jest „w typie amerykańskich ekspertów do spraw polityki zagranicznej, których Europejczycy znają od dwóch pokoleń. Z natury docenia to, co zrobiła UE, nie uważa jej za konkurencję czy darmowego biorcę pomocy”.

Sam Phil Gordon odmówił udzielenia komentarza na potrzeby tego artykułu. Miłośnik piłki nożnej i polityki Zainteresowanie Gordona Europą nie wynika wyłącznie z polityki. Uwielbia również sport, który rozpala Europę, ale Amerykę już nie do końca: piłkę nożną.

Justin Vaisse, francuski dyplomata i założyciel Paris Peace Forum, wspomina, jak grał towarzyskie mecze piłki nożnej z Gordonem w Georgetown w 2003 r. Na boisku spotkał wówczas także obecnego sekretarza stanu USA Antony’ego Blinkena i Roberta Malleya, byłego nadzwyczajnego wysłannika USA do Iranu. „Czerwone linie Kremla już nie obowiązują”. Okno możliwości.

Zachód ma szansę zapewnić Ukrainie strategiczną przewagę — Amerykanie nie grają w piłkę nożną… Tylko dziewczynki, Latynosi, obcokrajowcy i Amerykanie, którzy mają wyjątkowe wykształcenie — wspomina. Te nieformalne spotkania między zagranicznymi dyplomatami i urzędnikami USA nie ograniczały się tylko do gry, były także okazją do rozmów na ważne tematy.

W połowie meczu rozmawialiśmy o wojnie w Iraku — mówi Vaisse. W czerwcu 2012 r., po kolacji w Petersburgu z Sullivanem i Michaelem McFaulem, ówczesnym ambasadorem USA w Rosji, Gordon zaprosił nawet ówczesną sekretarz stanu Hillary Clinton na oglądanie półfinału mistrzostw Europy. Kibicowali w barze wypełnionym po brzegi niemieckimi kibicami. — Wracaliśmy do hotelu, a on powiedział, że jest jakiś europejski mecz piłki nożnej, który musimy obejrzeć. Było dość późno — wspomina McFaul, który zna Gordona z czasów kampanii Obamy w 2008 r. — To była jego europejskość.

Związki Gordona ze Starym Kontynentem sięgają czasów studenckich. Nauczył się francuskiego na uniwersytecie (mówi także po niemiecku, włosku i hiszpańsku), a w latach 80. wyjechał na wymianę do Tours, gdzie według jego znajomych, złapał francuskiego bakcyla.

Potencjalna premier Francji, o której nikt nic nie wie. „Zamierza zmusić prezydenta Macrona do mianowania jej na to stanowisko” Amerykański dyplomata spędził większość swojej wczesnej kariery, prowadząc badania nad Europą. Tym zajmował się w różnych think tankach i instytucjach, takich jak m.in. Sciences Po w Paryżu i Niemiecka Rada Stosunków Międzynarodowych w Bonn. W 2005 r. Amerykanin zainteresował się Nicolasem Sarkozym, ówczesnym ministrem spraw wewnętrznych Francji.

David Martinon, obecny ambasador Francji w RPA, który w tamtym czasie współpracował z politykiem, wspomina Gordona jako dobrego słuchacza. Mówi, że pewnego razu przyszedł do niego, by wypytać go o wizję Sarkozy’ego na tematy europejskie. — Zadawał mi wiele pytań. W amerykańskiej polityce był wówczas w opozycji, przygotowywał grunt dla Demokratów — wspomina Francuz.

Gordon — sam będący płodnym autorem książek na temat Francji, Niemiec, Turcji i Bliskiego Wschodu — przetłumaczył na angielski książkę Sarkozy’ego zatytułowaną „Zeznanie: Francja, Europa i świat w XXI w.”. Dwie osoby, które go wtedy poznały, powiedziały, że Gordon chciał przedstawić amerykańskim politykom idee jednego z najbardziej transatlantyckich francuskich prezydentów — człowieka, który ostatecznie doprowadził do reintegracji dowództwa NATO we Francji. — On całkiem dobrze rozumie logikę strategicznej autonomii, która może wydawać się skierowana przeciwko USA — mówi Vaisse, dodając, że Gordon „wierzy w to, że silna Europa leży w interesie USA”.

Europejczycy byliby jednak w błędzie, gdyby myśleli, że jeśli Gordon obejmie ważne stanowisko, skupi się tylko na Europie. W ciągu ostatniej dekady coraz częściej spoglądał na Bliski Wschód. — Zrozumiał również, że ważne jest, aby nie dać się zamknąć w bańce relacji z Europejczykami — tłumaczy Grand, były urzędnik francuskiego ministerstwa obrony.

W latach 2013-2015 Gordon pełnił funkcję specjalnego asystenta ówczesnego prezydenta Baracka Obamy i koordynatora Białego Domu do spraw Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej i regionu Zatoki Perskiej. Według osób, które z nim pracowały, Gordon pozostawał głównym punktem kontaktowym Europejczyków w Waszyngtonie w jednej z najbardziej zniechęcających kwestii w tamtym czasie: jak radzić sobie z ISIS. Do dzisiaj pozostaje w regularnym kontakcie z Komisją Europejską.

Norbert Roettgen, chadecki deputowany Bundestagu, wierzy, że doradca Harris nadal uważa, że „bezpieczeństwo europejskie jest kamieniem węgielnym globalnej potęgi USA”. Podziela też jego „krytykę” kanclerza Niemiec Olafa Scholza za niewysłanie pocisków manewrujących dalekiego zasięgu Taurus do Ukrainy.

Sam Gordon, zapytany w maju o największe wyzwania stojące przed Stanami Zjednoczonymi, zaczął od Chin. Dopiero po tym wspomniał o potencjalnych konsekwencjach wojny w Ukrainie. — Stoimy naprzeciwko jedynego kraju, który ma zamiar i możliwość obalenia i zakwestionowania pozycji Stanów Zjednoczonych w międzynarodowym porządku. To duża sprawa, wykraczająca poza to, co może zrobić Rosja — powiedział. Dodał jednak, że inwazja na Ukrainę pociąga za sobą „ogromne konsekwencje geopolityczne zagrażające innym bliskim sojusznikom USA”.

McFaul, były ambasador USA w Rosji, przyznaje, że Waszyngton nie szkoli wystarczająco dużo ludzi w tematyce europejskiej. Dyplomata twierdzi, że ścieżka kariery Gordona była standardem w USA podczas zimnej wojny, ale obecnie sytuacja się zmieniła. Uważa jednak, że jeśli Gordon zostanie prezydenckim doradcą do spraw bezpieczeństwa narodowego, „Europa będzie miała sojusznika”.