Donald Tusk a kryzys migracyjny. Czy nadszedł czas na łamanie traktatów międzynarodowych?

Donald Tusk a kryzys migracyjny. Czy nadszedł czas na łamanie traktatów międzynarodowych?

Przy okazji nowej linii rządu w sprawie imigracji Donald Tusk zapowiedział nowy etap w swoim podejściu do prawa. Do tej pory jego rząd wybiórczo traktował krajowe instytucje prawne, uzależniając ich legalność lub obowiązywanie orzeczeń od własnych interesów politycznych. Teraz ta wybiórczość ma dotyczyć także międzynarodowych traktatów, które Polska podpisała.

Stare hasło ekologów brzmiało: „myśl globalnie, działaj lokalnie”. W przypadku zapowiedzi Tuska mamy do czynienia z odwrótnością tej zasady. Deklarując stosowanie się wyłącznie do wybranych przepisów azylowych („tych, które służą ochronie naszych granic”), Tusk zapowiedział selektywne przestrzeganie zobowiązań międzynarodowych.

Oczywiście szczegółarze, pamiętający różne zapowiedzi premiera i dostrzegający jego dialektyczne sprzeczności, mogą machnąć ręką, traktując to jako kolejny chwilowy chwyt retoryczny. Z drugiej strony, nie można wykluczyć, że szef rządu doszedł do wniosku, iż w tej wybiórczości tkwi metoda.

  1. Dobrym, choć nie jedynym, przykładem tej selektywności na gruncie krajowym jest stosunek do Sądu Najwyższego, którego orzeczenia są legalne (np. uznawanie wyników wyborów) lub nie (potencjalna decyzja podważająca odebranie PiS części subwencji), w zależności od tego, kto z nich korzysta.
  2. Oczywiście takie podejście nie tylko znajduje odzwierciedlenie w rządowej narracji, ale także w praktyce. Wiemy, że rodzi ono poważne konsekwencje dla całego systemu politycznego, a wkrótce odczuje to również całe społeczeństwo, zwłaszcza biznes.

Donald Tusk, po bezprecedensowym cofnięciu własnej kontrasygnaty (zatwierdzenia prezydenckiej nominacji), tłumaczył, że w okresie „demokracji walczącej” można podejmować takie działania, opierając się raczej na fachowych opiniach niż na „puryzmie prawniczym”. Jak się okazuje, takie podejście można również zastosować w odniesieniu do zobowiązań międzynarodowych, w tym przepisów gwarantujących prawo do azylu.

Co prawda, oprócz nieszczęsnego paktu migracyjnego, którego skutki w dużym stopniu zależą od praktyki Komisji Europejskiej, dotychczasowe przepisy azylowe nie były wielkim problemem. Często korzystali z nich opozycjoniści z Białorusi czy Rosji, a także autentyczni uchodźcy wojenni.

  • Warto zauważyć, że azylant uciekający przed prześladowaniami może legalnie przebywać na terytorium Polski, jeśli zwróci się o azyl. Osoby przekraczające nielegalnie granicę tego nie robią, podobnie jak ci, którzy są rzekomo „zawracani” (choć tego nie wiemy na pewno) przez niemieckie służby graniczne.

Premier uproszcził temat, mieszając te kategorie, i zapowiedział, że zawiesi prawo do azylu, stosując jedynie te przepisy, które są dla rządu korzystne. To dość osobliwa zapowiedź. Nawet jeśli jest tylko zapowiedzią i trudno doszukać się jej dokładnych elementów w nowej „strategii migracyjnej” MSWiA, mówi ona wiele o stosunku polskich władz do prawa.

Przede wszystkim sugeruje, że istnieje plan „uglobalnienia” metody selektywnego stosowania prawa, dotychczas wykorzystywanej na poziomie krajowym. Teraz miałaby ona obejmować również międzynarodowe traktaty, takie jak Konwencja Dublin I, Konwencja Genewska i Protokół Nowojorski.

Czy jeśli rzeczywiście zaczniemy łamać te wszystkie akty prawne, aby pokazać Polakom, że rząd twardo broni granic przed imigracją, spotkają nas jakieś kary? To będzie okazja, by sprawdzić, na ile mechanizmy Unii Europejskiej oraz innych organów międzynarodowych i sądów są merytoryczne, a na ile polityczne.

Donald Tusk zapewne zakłada, że Zachód nie ukarze go na tyle surowo, by mogło to zagrozić jego władzy, ponieważ postrzegany jest jako jedyna zapora przed znienawidzonym Kaczyńskim.

Jest jeszcze jeden aspekt krajowy. Zawieszenie „prawa do azylu” jest niezgodne z polską konstytucją. Ale nią już naprawdę nikt się tutaj nie przejmuje.