Bodnar – cicha i metodyczna siła oraz idealny doradca Tuska
Przeredagowany tekst:
Jak to się stało, że sumienny rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar stał się obrońcą metod rodem z państwa policyjnego? I głównym architektem „demokracji walczącej”, którą zapowiada premier Donald Tusk. Współczułem kiedyś Adamowi Bodnarowi . Jako rzecznik praw obywatelskich został wybrany na sam koniec parlamentu zdominowanego przez koalicję PO – PSL . Sprawował swój urząd równolegle z PiS -owskim parlamentem i rządem, i nie mogła to być koegzystencja bezkonfliktowa.
Adam Bodnar. Rzecznik czy rzeźnik? Widziałem jego ideologiczną jednostronność, prawa człowieka pojmował jako narzędzie do forsowania nowego stanu prawnego i nowego społeczeństwa z legalną aborcją, związkami jednopłciowymi i liberalnym stosunkiem do przestępców. Ale kiedy wystąpił z krytyką policji wywlekającej z domu człowieka podejrzewanego o zbrodnię – w podwójnych kajdanach i w bieliźnie, przyznałem mu rację: każdy człowiek ma prawo do godności. A prawica obwołała go „obrońcą bandyty”. Zrobiłem z nim wtedy, w roku 2019, wywiad dla „Dziennika Gazety Prawnej”. Polemizowałem z jego różnymi poglądami, także w tym wywiadzie, ale uważałem, że należy mu się trybuna, miejsce gdzie stawi czoła oczywistej nagonce zacietrzewionych prawicowców.
Tak pisałem w roku 2020, kiedy odchodził z urzędu (czekając skądinąd wiele miesięcy na wybór następcy). „Kiedy powiedział rzecz oczywistą, że nawet złoczyńca niekoniecznie musi być wywlekany z domu w bieliźnie, rządowa TVP zajęła się jego rodziną. Skoro jego syn ma kłopoty z prawem, to pewnie dlatego rzecznik ujmuje się za przestępcami, taka była teza. Broniłem wtedy Bodnara przed takim obrzydliwym populizmem. Zresztą on tylko przypominał o prawach ludzi podejrzanych. Mają ludzką godność w każdej sytuacji, no i według prawa wciąż nie są winni”. Nie żałuję swojego ówczesnego stanowiska.
Ciekawiła mnie zresztą rozmowa z człowiekiem o tak różnej wrażliwości od mojej, powściągliwym, mówiącym zawsze cichym głosem, trochę jakby przezroczystym, kryjącym się za prawniczymi terminami. Miałem poczucie, że za mało próbujemy rozmawiać ponad ideowymi podziałami. Przypomniałem to sobie dwa dni temu, oglądając w telewizji wPolsce24 wywiad z Grażyną Olszewską, matką księdza Michała Olszewskiego, trzymanego od prawie pół roku w areszcie.
Ta bliska płaczu zwykła kobieta z małej miejscowości nie rozumie i ma prawo nie rozumieć brutalnego traktowania jej syna. Tych wszystkich upiornych komedii ze stawianiem skutego kapłana na środku stacji Orlenu , z odmawianiem mu jedzenia i picia. Nawet jeśli za ten początek odpowiadała ABW czy policja, to za traktowanie duchownego jako groźnego przestępcy w areszcie odpowiada prokuratura. Sam fakt przedłużania tego aresztu przy pomocy kruczków prawnych jest nękaniem. Mającym na celu jedno: zmuszenie ks. Olszewskiego do odpowiednich zeznań.
Adam Bodnar zapewne tej rozmowy nie oglądał. A powinien. Nie zawsze decyzje prokuratury obciążają ministra-prokuratora generalnego bezpośrednio – to oczywiste. Ale ta sprawa była od początku polityczna, komentowana przez premiera Tuska i samego Bodnara, który odrzucał wszelkie zarzuty złego traktowania aresztanta, nim jeszcze cokolwiek wyjaśniono. Dziś odpowiada i za to, że „zginęły” nagrania, które mogły podważyć lub potwierdzić skargę księdza. I za kruczek prawny prokuratury, która nie mając żadnego nowego dowodu, zapisała kapłana do „zorganizowanej grupy przestępczej”, byle tylko nie wypuszczono go z aresztu.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że to są metody postępowania rodem z państwa policyjnego. Równocześnie zaś Bodnar pozostaje w teorii zwolennikiem skrócenia aresztów tymczasowych, chce nawet uregulowania tego ustawą. Tyle że robi wyjątek dla akcji politycznych, a że jest ich coraz więcej, do żadnych tego typu regulacji nie dochodzi i pewnie szybko nie dojdzie.
Miał współczucie dla podejrzanego o mord na małej dziewczynce. Nie ma dla księdza, który ma nieszczęście być personalnym kluczem do rozgrywki przeciw politykom Suwerennej Polski . Podobno na początku świeżo nominowany na ministra Bodnar przedstawiał Tuskowi swoje wątpliwości prawne: w sprawie przejmowania Prokuratury Krajowej z naruszeniem ustawy. Tusk kazał mu wybierać: albo wypełnianie jego politycznej woli, albo odejście.
Sumienny prawnik wybrał. W zbyt ciasnej marynarce, co wyśmiewano w sieci, pojawił się w Prokuraturze Krajowej „odpolityczniać ją”. Odpolitycznienie polegało i polega nadal na zastępowaniu ludzi bliskich PiS ludźmi wiernymi obecnej koalicji. A sam Adam Bodnar stał się najwierniejszym consigliere Tuska. Gotowym tłumaczyć każdą jego zapowiedź, zapewne w wielu przypadkach niekonsultowaną z nim zawczasu.
Oto premier oznajmia, że będzie budował „demokrację walczącą”, co może się wiązać z wrażeniem naruszania czy działania na pograniczu prawa. Wypowiedź była trochę przypadkowa. Oto wielu prawników najwierniej wspierających tę koalicję, jak Andrzej Zoll, zaczęło kwestionować wycofanie kontrasygnaty Tuska pod decyzją prezydenta o mianowaniu „neosędziego” przewodniczącym zgromadzenia ogólnego sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego .
Wycofania kontrasygnaty: premier ma prawo, bo przecież „fakt materialny” jeszcze nie zaistniał. W rzeczywistości zaistniał w momencie złożenia przez premiera podpisu, a na pewno w momencie publikacji prezydenckiego aktu w „Monitorze Polskim”. Bodnar jako prawnik musi to wiedzieć.
Czasem Bodnar orientuje się, że zaszedł za daleko samymi słowami, że trzeba lepiej maskować intencje. Ów „czynny żal” uznał za sformułowanie nie całkiem zręczne.
Ludzi mówiących cicho, bezbarwnych w swojej ekspresji, nigdy się niedenerwujących okularników, metodycznych w obsługiwaniu maszynerii łamania oporu. Obsługiwaniu jej tak, aby NASI wzięli państwo w całości, a TAMCI, „wrogowie wolności”, nie dostali już nigdy niczego. Czy to tylko kwestia troski o własną karierę?
Bez wątpienia skromny prawnik musi być oszołomiony swoimi awansami, które mogą go doprowadzić w finale do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Ale też mamy do czynienia z człowiekiem ideowym, jeśli nie zideologizowanym. Udział w ekipie Tuska ma służyć zniszczeniu starego świata i budowie nowego, nawet za cenę represji i naruszeń reguł demokracji „formalnej”.
Przed drugą wojną światową mawiało się o takich ludziach „liberałowie totalitarni”. Czasem nagina się on pewnie w szczegółowych rozwiązaniach do woli Tuska. Możliwe, że sam używałby innych słów czy metod. A czasem to jemu pozwalają na realizację własnych ideologicznych fantazji. Jestem przekonany, że prokuratorski zespół mający karać żołnierzy i pograniczników za łamanie prawa wobec imigrantów to jego inicjatywa.
Tusk chętnie grający rolę obrońcy wschodniej granicy ledwie ją przełknął. Ale coś za coś. Prawa takich imigrantów powinny być jego zdaniem maksymalnie zabezpieczone. Prawa księdza Olszewskiego i jego matki – nie. Największy problem z „totalitarnymi liberałami” zaczyna się wtedy, kiedy czują się zmuszeni krzywdzić ludzi. Są jednak na to gotowi. Będą to robić w sumienny, odrobinę bezbarwny sposób….