Wsparcie dodawało otuchy i budziło nadzieję – relacja wolontariusza rok po katastrofalnej powodzi

Wsparcie dodawało otuchy i budziło nadzieję – relacja wolontariusza rok po katastrofalnej powodzi

„`html

Wolontariusze i Spontaniczna Pomoc w Czasie Powodzi 2024 roku

Niespodziewana i spontaniczna pomoc udzielana poszkodowanym przez powódź znacząco podnosiła ich na duchu oraz dawała nadzieję na przetrwanie najtrudniejszych chwil. Tomasz Chojecki, jeden z wolontariuszy zaangażowanych w działania ratunkowe, wspomina, że nie rozważał długo decyzji o niesieniu pomocy – po prostu poczuł, że musi działać.

Alarmujące sygnały i pierwsze działania

W Ciechocinku, zwykle spokojnej i uzdrowiskowej miejscowości, Tomasz dowiedział się o zbliżającej się powodzi. Początkowo nie przypuszczał, że sytuacja będzie aż tak poważna. Jednak alarmujące wiadomości od rodziny z ziemi kłodzkiej i dramatyczne SMS-y – „żyjemy. Parter zalany, woda opada” oraz „jest bardzo źle, tama przerwana, helikopter ewakuuje ludzi” – szybko uświadomiły mu skalę zagrożenia.

We wtorek po otrzymaniu niepokojących informacji, był już gotowy do działania. Spakował samochód najpotrzebniejszymi rzeczami – środkami czystości, żywnością, chemią gospodarczą, a następnie agregatami prądotwórczymi, osuszaczami i łopatami. Jego żona zorganizowała zbiórki pomocowe, a Tomasz odpowiadał za zakup oraz rozwożenie darów. Wiadomości o potrzebach docierały pocztą pantoflową.

Trudne obrazy i emocje powodzian

Podróżując przez zdewastowane miejscowości, Tomasz spotykał ludzi w różnych nastrojach: niektórzy trwali w apatii, inni z energią brali się do pracy, by jak najszybciej wrócić do normalności. Wielu powtarzało, że podobne powodzie wracają co 20 lat i trzeba to po prostu przetrwać.

Szczególnie zapamiętał starszego gospodarza ze Stójkowa, który utracił prawie wszystko, ale najbardziej martwił się o los swoich krów, którym zabrakło paszy. Nie było pewne, co dalej stało się z tym mężczyzną i jego zwierzętami – podobnie jak z mieszkańcem, któremu powódź dosłownie przesunęła dom, a budynek uznano za nienadający się do odbudowy.

Solidarność i działania wolontariuszy

Z całego kraju zaczęli przyjeżdżać wolontariusze. Rzeka ludzi przywoziła pomoc – strażacy OSP z Radochowa, mimo zniszczenia własnej remizy, wspierali okoliczne wsie. Przekształcone w centra dystrybucji dworce oraz domy prywatne stawały się miejscami wydawania darów. Czasem panował chaos – zdarzało się, że brakowało kluczowych środków, ale energia i otwartość ludzi były budujące.

  • Niektórzy wolontariusze organizowali terenowe konwoje przez lasy i góry lub przez Czechy, by dotrzeć do całkowicie odciętych od świata miejscowości, takich jak Gierałtów czy Bielnice.
  • Pomoc trafiała nawet tam, gdzie wszelkie drogi zostały zniszczone, a teren był trudno dostępny.
  • Rozmach akcji sprawił, że mieszkańcy czasem czuli się przytłoczeni, ale doceniali każdą pomoc i wsparcie.

Największym zmartwieniem powodzian był jednak czas – wielu bało się, czy zdąży odbudować domy przed nadejściem zimy.

Losy mieszkańców po roku od powodzi

Kiedy woda się cofnęła, życie wielu rodzin zmieniło się na zawsze. Niektórzy, jak starszy gospodarz ze Stójkowa, musieli opuścić swoje domy. Cześć wsi wyłączono z zamieszkania, a lokalne społeczności zaczęły się wyludniać. Jednak wielu mieszkańców pozostało na miejscu, deklarując niezłomność i determinację. Starsza pani powiedziała Tomaszowi: „przeżyłam dwie powodzie, przeżyję i trzecią”.

  1. Część osób nie wróciła do domów – niektóre budynki zostały zniszczone nieodwracalnie.
  2. Inni poradzili sobie ze zniszczeniami i kontynuują życie na dawnym miejscu.
  3. Kontakty utrzymane po roku z niektórymi rodzinami są świadectwem siły relacji nawiązanych w trudnych chwilach.

Tomasz przyznaje, że wspomnienia dramatycznych wiadomości i emocji pozostaną z nim na długo. Jest pewien jednego – bez tej niezorganizowanej, spontanicznej fali wsparcia, wielu ludziom byłoby zdecydowanie trudniej przetrwać skutki żywiołu.

„`